Marzeniem każdego pastora jest to, by jego wspólnota rosła i miała wpływ na lokalną społeczność. Jako naśladowcy Jezusa podejmujemy wiele działań, by dotrzeć do ludzi wokół z przesłaniem Ewangelii. Najczęściej jednak działamy w pojedynkę. Czy jest inny sposób?
Kiedy apostoł Paweł pisał swoje listy do wierzących rozsianych w całym Imperium Rzymskim, zwracał się do Efezjan, Galatów, Koryntian, czy Rzymian. Nie pisał do pojedynczych wspólnot, czy kościołów domowych, ale oczekiwał, że jego przesłanie dotrze do wszystkich chrześcijan spotykających się w danym mieście, czy prowincji.
Adam Piątkowski, pastor Kościoła „Wrocław dla Jezusa”, podzieli się swoim postrzeganiem Kościoła lokalnego i tym, jak wpłynęło to na sposób prowadzenia i budowania wspólnoty, w której służy od wielu lat.
Odsłuchaj odcinek w wersji audio: (lub pobierz plik MP3)
Znajdziesz nas też na Spotify i innych platformach podcastowych.
W tym odcinku usłyszysz m.in.:
- Jak na przestrzeni lat rozwijała się wspólnota prowadzona przez pastora Adama.
- Dlaczego większość wspólnot we Wrocławiu ma tendencję wzrostową?
- Co jest największą pasją Adama Piątkowskiego.
- O kroku wiary, który zrobili członkowie Kościoła „Wrocław dla Jezusa”.
- O tym, że we Wrocławiu jest jeden Kościół Jezusa Chrystusa.
- O pięciu wartościach, które określają tożsamość wspólnoty „Wrocław dla Jezusa”.
- O ważnej lekcji, jaką Adam Piątkowski przerobił w swojej wieloletniej służbie pastorskiej.
- O zarządzaniu kurami i orłami.
- O pokorze w życiu lidera i jego wartości ugruntowanej w Chrystusie.
- O wielkich mężach Bożych i chłopcach z podwórka w krótkich spodenkach.
- Historię o tym, jak pastor Adam zrezygnował z niedzielnych nabożeństw.
- O pokusie oceniania innych i otwartych drzwiach Kościoła „Wrocław dla Jezusa”.
Cenna myśl z tego odcinka: „Pomnożenie jest tam, gdzie Kościół buduje w jedności”.
Transkrypt tego odcinka do pobrania
Kliknij, aby pobrać transkrypt tego odcinka (PDF)
Jak podwoić liczbę członków Kościoła w dwa lata?
Z Adamem Piątkowskim rozmawia Wojciech Kowalewski — prezes Zarządu Instytutu Rozwoju „Złote Jabłko”.
Wojtek Kowalewski: Cześć Adaś.
Adam Piątkowski: Dzień dobry.
WK: Witam Ciebie serdecznie w ramach spotkania Ewangelicznej Polski. Bardzo się cieszę, że przyjąłeś to zaproszenie.
AP: Dziękuję za zaproszenie.
WK: Adaś, gdybyś mógł w kilku słowach powiedzieć coś o sobie. Kim jesteś, czym się zajmujesz?
AP: Nazywam się Adam Piątkowski. Jestem szczęśliwym mężem jednej, pierwszej i ostatniej żony
WK: Alleluja, i tak trzymać!
AP: Mam trójkę dzieci. Najstarszy syn ożenił się dwa lata temu. Mój średni syn ma dwadzieścia lat i gra w futbolu amerykańskim we Wrocławiu.
WK: Fantastycznie!
AP: I moja córeczka, która ma w tej chwili dziewiętnaście lat, ma w tym roku maturę i wybiera się na studia. Tak to wygląda.
WK: Powiedz, czym się zajmujesz.
AP: Jestem pastorem wspólnoty chrześcijańskiej „Wrocław dla Jezusa” we Wrocławiu. Jestem pastorem tejże wspólnoty już dziewiętnaście lat, dokładnie w 2000 roku zarejestrowaliśmy się jako wspólnota. Wcześniej prowadziłem wspólnotę przez cztery lata. Od 1996 roku prowadziłem wspólnotę, taką grupę ludzi, która spotykała się po prostu na modlitwie.
WK: Wspólnota „Wrocław dla Jezusa” jest jedną z najbardziej dynamicznie rozwijających się tutaj, we Wrocławiu. Czy mógłbyś powiedzieć coś na temat rozwoju, którego doświadczacie, szczególnie w ciągu ostatnich kilku lat? Skąd bierze się ten rozwój waszej wspólnoty ?
AP: Żeby o tym powiedzieć, musiałbym troszeczkę chyba dać perspektywę, którą mamy jako wspólnota, tzn. jak wspólnota powstała i jaka jest idea, która przyświecała jej powstaniu. Na początku powiem jednak, że stwierdzenie, iż jesteśmy najbardziej rozwijającą się wspólnotą, niekoniecznie jest uprawnione. We Wrocławiu jesteśmy obecnie w takim miejscu, że widzimy, że wszystkie wspólnoty mają tendencję wzrostową. Szczególnie te, które mają charakter jedności, czyli chcą razem coś wspólnie budować. Widzimy dynamiczną tendencję wzrostową, pomnożenie, które jest ewidentnie Bożym działaniem. Tak jakby Bożym zadowoleniem z tego, co tu się dzieje. Natomiast nasza wspólnota powstała, tak jak powiedziałem, w 2000 roku. Powstała w wyniku wizji, którą w styczniu tegoż roku otrzymałem od Boga, jeśli chodzi o to miasto. I ona tak naprawdę powstała jako produkt uboczny, ponieważ wizja dotyczyła miasta, tego, co tu się wydarzy. Wizja dotyczyła tego, że Bóg chce połączyć Królestwo Boże, Kościół wrocławski, jako jeden Kościół, który ma wiele wspólnot. Mimo, że w tamtym czasie nie miałem relacji właściwie z żadnym z pastorów, Bóg zachęcił mnie do tego, aby pójść w kierunku łączenia. Otrzymałem też od Boga takie Słowo, jeśli można tak powiedzieć, które mówiło, że użyje mnie w jakimś wymiarze do budowania jedności w tym mieście. W tym kontekście powstała nazwa naszej wspólnoty, która to nazwa nosi naszą wizję, czyli „Wrocław dla Jezusa”.
WK: Piękna nazwa.
AP: Naszym celem jest zdobycie Wrocławia dla Jezusa. Wierzę i ufam, że tutaj jest to cel każdego kościoła. W początkowej fazie, kiedy miałem jeszcze dwadzieścia kilka lat, miałem taką pasję i entuzjazm ku temu, żeby ta nazwa „Wrocław dla Jezusa” była na każdym zborze.
WK: Super!
AP: Była to troszkę zbyt optymistyczna wersja. Ale wierzę, że każda wspólnota może nosić tą wizję w sercu i możemy razem budować wokół tej wizji i zdobyć miasto Wrocław. I co ciekawe, jesteśmy w 2019 roku, 19 lat minęło, i ja dokładnie dostrzegam, że to się zaczyna dziać. W 2001 roku, kiedy powstało Przymierze Pastorów, byłem jeszcze takim, jak by to powiedzieć… Byli ojcowie założyciele i ja byłem w tym miejscu, kiedy to powstawało. To było ciekawe, ponieważ wizja w całej swojej treści jest wizją zdobycia Wrocławia dla Jezusa. Dla tego celu my coś zrobiliśmy. Postanowiliśmy modlić się o siebie, dobrze myśleć i mówić o sobie. To był taki pierwszy krok. A dzisiaj jesteśmy w takim miejscu, gdzie próbujemy coś razem robić. Jestem przekonany, że ta manifestacja jedności powoduje ten wzrost, to namaszczenie. Biblia mówi, że jeżeli bracia w zgodzie żyją, to Bóg nakazuje, aby przyszło błogosławieństwo. I my tego doświadczamy. Bo gdziekolwiek dziś nie spojrzymy, pomnożenie jest tam, gdzie Kościół buduje w jedności. Tam przychodzą ludzie, tam pojawiło się życie, tam jest entuzjazm ku wzrostowi.
WK: Czy mógłbyś powiedzieć o cyfrach, w kontekście waszej wspólnoty? Jak wyglądał rozwój w ciągu ostatnich dwóch lat?
AP: Rozwój w ciągu ostatnich dwóch lat jest ogromny. Dokładnie dwa lata temu weszliśmy w takie nowe miejsce. Nasz kościół to największy kościół w Polsce, który nie ma swojego miejsca. My wynajmujemy do dzisiaj. Wynajęliśmy halę konferencyjną idąc w wierze z Bogiem, bo to było oczywiście kosztowne.
WK: To było wielkie wyzwanie!
AP: To jest wielkie wyzwanie, kosztowne. Ale działaliśmy troszeczkę w oparciu o to proroctwo, kiedy kobiecie lała się oliwa. Jest takie proroctwo w Biblii, że Bóg… prorok nakazał jej zebrać naczynia. Ona zbierała te naczynia i oliwa zaczęła się lać i kiedy ostatnie naczynie zostało wypełnione, ta oliwa przestała się lać. I wtedy Bóg zadał mi pytanie — czy gdybym ja dołożył jeszcze jedno naczynie, to czy oliwa lałaby się dłużej? I drugie pytanie — czy gdybym miał mniej naczyń, czy ta oliwa rozlałaby się? I w jednym, i drugim przypadku stwierdziłem, że lałoby się dłużej, gdybym miał więcej naczyń i przestałaby się lać wcześniej, gdybym miał mniej. I zrozumiałem naszą ludzką rolę, ten ludzki czynnik w Bożym błogosławieństwie i prowadzeniu Kościoła. To my musimy przygotować naczynie — o ile będziemy przygotowani, o tyle Boże namaszczenie też przychodzi. Dwa lata temu podjęliśmy po prostu pewne kroki — poszerzyliśmy miejsce, gdzie się spotykamy i weszliśmy w 180 osób do sali, która może pomieścić 800 osób.
WK: Duży krok wiary!
AP: Wpadliśmy tam na początku, jak śliwka w kompot i zniknęliśmy na tej sali. Nie chciałbym jednak, żeby to było zrozumiane tak, że była to jedyna rzecz. Zaczęliśmy robić też coś, co nazywa się WDJ Start — skrót od naszej nazwy to WDJ. Postanowiliśmy, że będziemy robić to co dwa miesiące i że będzie to dla osób, które chcą zostać częścią kościoła. Wcześniej robiliśmy to raz w roku, jak się nazbierali ludzie.
WK: Takie świadome wchodzenie w członkostwo i zaangażowanie w kościele.
AP: Robiliśmy to raz w roku, bo zanim się to nazbierało i tak dalej. Ale jak powiedzieliśmy „nie!”, będziemy to robić co dwa miesiące, niezależnie od ilości osób, to raz na jednym spotkaniu mieliśmy sześćdziesiąt osób…
WK: Wow!
AP: … na pozostałych mamy średnio 20-30 osób, co dwa miesiące. Są to osoby, które chcą wejść do kościoła i są nowe. Więc, to też ewidentnie było coś, co myśmy przygotowali, a Bóg to wypełnił. Dzisiaj jadę na coś takiego, co nazwaliśmy Freedom Men. Potem jest Freedom Women. To są wyjazdy dla facetów, które robimy co pół roku — tak samo dla kobiet — podczas których prowadzimy ich przez wewnętrzne uzdrowienie, uwolnienie. To jest dla nowych osób. Nie zastanawiałem się, skąd ci ludzie będą, ale Bóg ich przysyła. Ci ludzie jadą i to przygotowanie kościoła jest jednym z bardzo ważnych, kluczowych elementów. Czyli właściwie wymieniłem już dwie rzeczy: współpracę jako jeden Kościół z innymi kościołami w mieście, z tą świadomością i tą mentalnością.
WK: Taką otwartością.
AP: Wierzę, że Bóg kocha taką mentalność. I druga rzecz — przygotowanie po ludzku. Wszystko w najlepszy sposób. Nie wyznawanie tej teorii — gdyby Bóg chciał, to On by zrobił, tylko zróbmy co w naszej mocy do miejsca, w którym my możemy zrobić, a Bóg niech zrobi to, czego my nie możemy zrobić. I to ewidentnie widzimy, nawet bez ewangelizacji, choć nie chcę powiedzieć, że ewangelizacja jest czymś niewłaściwym. Jednak przez samo przygotowanie Bóg przyprowadził nam nowych ludzi, tak jakby mówił: „No, teraz mam ich gdzie przyprowadzić”. I to zaczęło rosnąć. A ponieważ rosną wszystkie kościoły, siłą rzeczy nie jest to narybek z innych kościołów. Są to ludzie, którzy naprawdę spotykają Jezusa, często po raz pierwszy w swoim życiu.
WK: Czyli dwa lata temu było 180 osób.
AP: A dzisiaj mamy 380.
WK: Czyli 380. To jest piękny przyrost w krótkim czasie. To związane jest też z tym, o czym Ty mówisz, a co dzieje się w mieście — z współpracą i otwartością na Boga. Czy mógłbyś powiedzieć o tej koncepcji Kościoła w mieście, mentalności Królestwa, a nie budowaniu swoich własnych królestewek? Kiedyś mieliśmy okazję o tym rozmawiać. Powiedz o tym parę słów, bo myślę, że to również jest dla Ciebie istotne w kontekście tego, czym się dzielisz. I również dla nas tutaj, we Wrocławiu.
AP: Kiedy na samym początku powiedziałem, że ta wspólnota jest skutkiem ubocznym, to naprawdę miałem to na myśli. Wierzę, że to nie jest kwestia jakiejś jednej wspólnoty — świadomie nazywam to wspólnotą, zaraz wyjaśnię dlaczego. Dlatego, że wtedy, kiedy się nastawiasz na wspólnotę — określam to jeszcze jako Kościół lokalny, ja wierzę w Kościół lokalny i wierzę w wartość tego, żeby ludzie mieli świadomość, że są Kościołem — ale, jeżeli to przeakcentuję, to buduję w swoich ludziach przekonanie, że jesteśmy Kościołem, a ci inni, to niekoniecznie. Natomiast, jeżeli akcentuję wspólnotę, to że my jesteśmy większą wspólnotą, w skali Wrocławia, to już jest trochę osób. W tej chwili jest nas 380. Jednak ja akcentuję to, że my jesteśmy wspólnotą, częścią lokalnego Kościoła. Kościołem lokalnym jest dla mnie Kościół we Wrocławiu. Gdyby apostoł Paweł pisał do nas list, to napisałby do Kościoła we Wrocławiu. Nie byłby to list do „Wrocławia dla Jezusa”, byłby to list do każdego kościoła, który jest we Wrocławiu. Wierzę, że wszystkie wspólnoty, które są we Wrocławiu, budują jeden, lokalny Kościół. Jesteśmy tak silnym, lokalnym Kościołem, jak jako silne wspólnoty szanujemy wartość każdej z osobna. Tak to rozumiem. Wierzę, że we Wrocławiu jest jeden Kościół, Kościół lokalny, wrocławski, który współpracuje na rzecz zdobywania ludzi dla Chrystusa w tym mieście. Moja wspólnota wypełnia jakąś część, jakąś niszę. To jest bogactwo. Jesteśmy bardzo różni.
WK: Jest ta różnorodność. Jedność w różnorodności.
AP: Tak jest. I ona nie jest zagrożeniem, ona jest bogactwem. To zdanie, że różnorodność jest bogactwem, jest już dosyć znane, ale powiedziałbym, że nie do końca praktykowane. Widzę wyraźnie, że wiele osób widzi zagrożenie w różnorodności, w odmienności. Jest to trochę odebraniem chwały Bogu. To trochę tak, jakby Bóg nie mógł się zamanifestować w bogactwie, które nas przerasta.
W.K: Pięknie opisałeś tą wizję dla miasta i współpracy. Wróćmy na chwilę do twojej wspólnoty. Jak myślisz, co przyciąga ludzi do „Wrocławia dla Jezusa”? Czy mógłbyś powiedzieć coś o wizji? Skąd przychodzą ludzie?
AP: Już mówię. Mamy pięć wartości, które określają naszą tożsamość, naszą kulturę. Pierwszą z nich jest wspólnota, czyli kwestia rodzinnych relacji. Bardzo mocno akcentujemy relacje. Kiedy Kościół rośnie, mam zawsze dwa uczucia, rozdarte serce. Mam wiele radości z tym związanej i trochę niepokoju, ponieważ nigdy nie chciałem i nie chcę, żeby Kościół stał się korporacją — organizacją, a nie żywym organizmem. Więc jest takie wewnętrzne zmaganie: chcesz, żeby Kościół rósł, ale chcesz też zachować ten poziom relacji. I my bardzo na to — że tak powiem — ciśniemy. Robimy różne wyjazdy, obozy, grupy domowe, taki czas bycia ze sobą. Akcentujemy, jak ważne jest to, żeby być ze sobą w osobistych relacjach. Wierzę, że siłą Kościoła są relacje. Wierzę, że naszą wielką wartością są właśnie relacje. Odczuwalne jest to, że mamy rodzinne relacje. Bardzo odnajdują się w tym młodzi ludzie. Sześć lat temu zaczął działać młodzieżowy ruch o nazwie Be The Light.
WK: Jest tam zespół, są spotkania, są różne działania, tak?
AP: Ale zaczęło się od dwóch osób, sześć lat temu. Dzisiaj w Be The Light mamy zaangażowanych ponad 100 osób — sama młodzież. Dzisiaj widzimy, że młodzież ma depresję. Młodzi są nieraz smutniejsi od ludzi starszych. I to mnie zawsze frapowało. Ale ci nasi stali się bardzo dynamiczni i bardzo żywi. To jest dla mnie wielka radość.
WK: To przyciąga, prawda?
AP: To bardzo przyciąga. Jak ktoś przychodzi do nas na spotkanie, widzi, że gdy zaczyna się uwielbienie, młodzież nagle wychodzi z ławek i idzie do przodu, żeby tam skakać, podnosić ręce, klaskać i tak dalej. Oczywiście są tacy, którym się to nie spodoba i chwała Bogu, że mamy aż tyle kościołów we Wrocławiu.
WK: Ale to jest ten entuzjazm.
AP: Naszą wartością jest to, że tam młodzi szaleją. Więc jak ktoś chce poszaleć, to może przyjść do nas poszaleć.
WK: I czuć się w tym wolnym, prawda?
AP: Kolejną rzeczą jest kierunek. Bo jakby nie było, mówimy o kościele „Kierunek”. Nazwaliśmy tak naszą wartość — kierunek, co wskazuje, że jako kościół mamy wizję. Tą wizją jest zdobycie Wrocławia, jednoczenie Kościoła w mieście. Ja jestem nawet gotowy — i moi ludzie o tym wiedzą, że gdyby Bóg posłał mnie gdzieś dla budowania jedności w mieście i powiedział: „Zostaw Wrocław Dla Jezusa jako wspólnotę”, to bym to zrobił. Nie boję się tutaj tego powiedzieć, bo wszyscy to wiedzą: moim celem nie jest bycie pastorem, moim ogromnym pragnieniem jest pomoc w budowaniu Kościoła w mieście. W związku z tym, wszyscy podążają w kierunku zdobywania miasta, współpracy z innymi kościołami — w naszych ludziach to zobaczysz. Tam nie ma czegoś takiego: „O, nie gadaj z baptystami, nie gadaj z zielonoświątkowcami, czy z jakimiś katolikami, czy z kimkolwiek”. Dlatego, że oni budują mosty, a nie mury.
WK: Świadome budowanie pewnej kultury.
AP: Tak. I taką kulturę mamy. Inną wartością jest doświadczanie Boga. Stawiamy na to, że Bóg jest realnie obecny, że można go doświadczać dzisiaj i nasze spotkania są nakierowane na spotkanie się z Bogiem. To jest dla nas istota. Aczkolwiek sam jestem pasjonatem i bardzo zaangażowanym biblistą — prowadzę szkołę biblijną. Ale mimo tego wiem, że oprócz samej wiedzy, potrzebne jest doświadczanie Boga. I my taką przestrzeń zawsze robimy, czy to na grupie domowej, czy na naszych nabożeństwach. To jest jakby nasza część. Kładziemy silny akcent na oddanie, czyli mówimy o służbie, a także o sferze finansowej. Nie boję się tego, choć wiem o lęku przed kościołami prosperity, gdzie jest akcent na pieniądze. Uważam, że z tamtej strony to jest dosyć mocne przegięcie, że tak powiem. Ale drugim przegięciem jest to, żeby…
WK: …w ogóle o tym nie mówić.
AP: Zostawić bez wiedzy na temat tego, co Biblia mówi na ten temat, na temat ekonomii Królestwa Bożego. Dlatego też odważnie o tym mówimy. I ostatnią naszą wartością jest jedność. Zawsze mówimy o tym, że nie jesteśmy tutaj sami, jesteśmy z innymi Kościołami. Więc to się cały czas przewija. I to jest naszą kulturą, wartością, tym, co na pewno u nas znajdziesz.
WK: Ci, którzy są we Wrocławiu wiedzą, że to jest Kościół pełen życia, pełen zaangażowanych ludzi. I to, o czym pastor Adam mówi, to się realizuje też w kontekście współpracy i działań w mieście. Adam, oglądają nas teraz różni pastorzy, liderzy. Czy mógłbyś podzielić się jakimiś lekcjami ze swojego życia jako pastora? Kiedy rozmawiasz ze swoimi liderami, co jest istotne? Wiem, że masz serce do zakładania wspólnot, do inwestowania w liderów, w pastorów. Jeśli mógłbyś się podzielić jakimiś praktycznymi rzeczami z Twojego życia, takimi lekcjami, to co by to było?
AP: Jest taka generalna prawda, która pierwsza przychodzi mi do głowy, ale też uważam, że jest praktyczna. To jest to, żeby budować Boże Królestwo, nie swoje. To jest taka pierwsza rzecz. Przechodziłem każdy etap pastorstwa w swoim życiu, przechodziłem też etap chęci zbudowania swojej służby, swojej osoby.
WK: Na sobie.
AP: Pragnienie rzucania się na szkło. Ten program nie jest próbą zrobienia tego, gwarantuję. Ale taka pokusa istnieje zawsze — chęć budowania siebie. Często, kiedy nie odnajdujemy głębokiej wartości jaką mamy w Chrystusie, to próbujemy ją nadrobić innymi rzeczami. Dla pastorów jest to ogromne zagrożenie. To nie jest tak, że pastor tego nie ma. Pastor ma więcej niż ktoś inny.
WK: Jakie są tego konsekwencje, kiedy to się dzieje?
AP: To jest masakra. Tak naprawdę, kiedy my próbujemy coś trzymać, coś złapać, coś zachapać dla siebie, to ktoś nam zawsze to wyrwie. Ale kiedy odpuszczamy i otwieramy nasze ręce, jesteśmy gotowi na wszystko, wtedy Bóg z przyjemnością nam coś na te ręce położy. Więc na pewno warto jest to zrozumieć dla kogo tu jesteśmy i dlaczego robimy to, co robimy. Nawet jeśli jesteś pastorem 20-30 lat, no to zawsze musimy pamiętać do końca naszych dni, że chodzi o Jego Królestwo. Ja wiem, że wszyscy się ze mną zgadzają. Tylko ja nie mówię o tym, z czym się zgadzają. Kiedy budowałem swoje, próbowałem zbudować swoje królestwo, też się zgadzałem z tą prawdą. To jest tak, jak z tym, że zgadzamy się z tym, że musimy się modlić, bo modlitwa ważna jest. Inną sprawą jest już to, czy faktycznie się modlimy. Czy my wierzymy, że musimy się modlić, czy się modlimy? I podobnie jest z tym. Więc istotą rzeczy jest budować Jego Królestwo — to raz. Drugą rzeczą, która z marszu mi się rzuca do głowy, jest kwestia związana z tym poczuciem wartości w Chrystusie. Muszę uwierzyć, że ludzie, którzy są w Kościele, których prowadzę jako pastor, w niektórych obszarach, a właściwie w większości obszarów, są lepsi ode mnie. I to wcale nie zabiera mi pastorstwa. Jeśli wypromuję to i pozwolę temu się pokazać, to utwierdza moje przywództwo. Bo prawdziwy przywódca zarządza nie kurami, tylko orłami. Orłami nie jest łatwo zarządzać, bo tylko kury chodzą tak… A orły latają, lubią latać w przestworzach i trzeba im dać to miejsce, żeby będąc w lokalnym miejscu, we wspólnocie takiej jak nasza, mogli latać w przestworzach, do których są stworzeni. Jeżeli damy im takie przestworza, to orły się pojawią w naszych społecznościach i nie będziemy tylko karmić kur, które znoszą jajka od czasu do czasu. Wówczas będziemy zarządzać wizjami, obdarowaniami, potężnym namaszczeniem, które Bóg nam posyła do Kościoła.
WK: To wymaga wewnętrznego złamania swojego ego, tak? Uznania, że inni są w czymś lepsi i zaproszenia ich do współpracy. Uwolnienia tego potencjału.
AP: To się tak naprawdę nazywa pokora. Z tym że, bardzo ważne jest to, żeby pastor miał cały czas ugruntowaną swoją wartość.
WK: Dokładnie.
AP: Utarło się, że jak mam docenić kogoś, to muszę umniejszyć siebie. Nie, nie muszę umniejszyć siebie. Muszę po prostu zdać sobie sprawę, co jest moją wartością.
WK: Tak jest.
AP: Muszę czuć się w tym pewnie i świadomie. Ale, przez to nie blokować możliwości, żeby ktoś odkrył swoje powołanie. To się potem przekłada na całość zachowania. W relacjach z innymi Kościołami to działa tak samo. Jeśli jako pastor prowadzisz Kościół właśnie w tym ugruntowaniu na Chrystusie, na wartości w Chrystusie, to jak się pojawi inna wspólnota, która odnosi sukcesy, która ma więcej ludzi niż ty masz w Kościele, która ma inne dary niż ty masz, to nie jest to zagrożeniem, tylko wzmocnieniem. I wtedy możemy z nimi razem budować relacje.
WK: Fantastycznie!
AP: A nie pomniejszać siebie, ponieważ nadal jesteśmy wartością.
WK: Kiedyś słyszałem taką definicję służebnego przywództwa, że jest to czynienie innych mocnymi. Myślę, że to jest ten wymiar, o którym Ty mówisz — służebny wymiar przywództwa, który nie umniejsza tobie, a właściwie buduje ciebie jako lidera, w obliczu innych.
AP: Podsumowując, to wszystko łączy się z tym, jak mocno mam zbudowaną tożsamość w Chrystusie. Jakie mam wyobrażenie w sobie — o sobie w Bogu. I jakie w sobie noszę wyobrażenie o samym Bogu.
WK: Super.
AP: Jeśli te dwie rzeczy są ugruntowane — mam tą pewność i świadomość — to przejdę każdą sytuację jako pastor.
WK: Bo nie budujesz swojej tożsamości tylko na służbie, tak?
AP: Jeden z moich przyjaciół powiedział: „My wszyscy nosimy w sobie wielkich mężów Bożych i chłopców z podwórka w krótkich spodenkach”. Trzeba wiedzieć, kiedy funkcjonujemy na poziomie mentalności tego chłopca w spodenkach, który próbuje: „To ja, to ja, ja chcę, ja chcę, ja chcę”, a kiedy na poziomie tego męża Bożego. Jeżeli jego uciszymy w nas i budujemy męża Bożego w oparciu o osobistą relację z Jezusem i z Bogiem, to wtedy ustanawiam Królestwo. A jeśli latam w krótkich spodenkach, to rozwalam Królestwo. I taka jest zasada. I wtedy to się nie pomnaża. Bóg nie pomnaża czegoś, co jest niewłaściwe. Kiedyś miałem przez długi czas grupę trzydziestoosobową. Mieliśmy dużo emocji, różnych trudnych sytuacji. Mam czasami wrażenie, że w małych, trzydziestoosobowych grupach jest często więcej kwasu, niż w większych społecznościach. I wtedy pytają się: „Boże, Boże mój, czemu Ty tego nie pomnażasz? Przecież Ty mówiłeś w Biblii, w swoim Słowie potwierdzasz, że pomnażasz swój Kościół”. A Bóg mówi: „Bo ja nie chcę wszystkiego pomnożyć!” Mówi: „Czy chcesz, żebym pomnożył wszystko, co jest w tej grupie? Wszystko. Łącznie z tym dobrym, ale też z tym złym?” Ja powiedziałem: „O nie, nie, nie!” Czasem ważniejsza jest postawa, niż to, czy radzę sobie w życiu, czy nie. Bo człowiek może nie radzić sobie w życiu, ale przez postawę będzie powoli z tego wychodził. Może sobie w miarę radzić, ale przez niewłaściwą postawę, może cały czas schodzić w dół. Walką dla nas pastorów jest to, by zawsze mieć właściwą postawę. Jesteśmy dziećmi Bożymi, niezależnie od tego, czy uważają nas za wielkich, kto nas lubi, czy nie lubi. Ani negatywni nie mogą tego zmienić, ani pozytywni nie mogą tego zniekształcić. Jesteśmy w Chrystusie. Jeżeli tacy zostaniemy, Bóg będzie zawsze błogosławił to, co robimy.
WK: Jeszcze jedno pytanie na koniec. Jeśli mógłbyś nie popełnić jakiegoś błędu z przeszłości… Mówimy teraz do liderów, bo każdy z nas na swojej drodze popełniał jakieś błędy. Jeśli mógłbyś się podzielić jakąś jedną lekcją, czymś, czego się nauczyłeś w swojej służbie, to co by to było?
AP: Wow! Kobyle pytanie zadałeś. Może, omińmy grzechy. Tego wszystkiego bym nie popełnił. Tak chciałbym.
WK: Jak wyznane, to oczyszczone.
AP: Amen. Trudno znaleźć mi w tej chwili konkretny. Ale jednym z takich błędów było to… Znowu taka mała historia mogłaby z tego wyjść. Ale, może powiem, bo to może być dosyć ważne dla kogoś. W 2007 roku mieliśmy wspólnotę, która liczyła 200 osób. Już wtedy, mieliśmy wspólnotę, która liczyła 200 osób. Było uwielbienie. Spotykaliśmy się na spotkaniach. Uważani byliśmy za bardzo nowoczesny kościół. Przychodziło mnóstwo ludzi, obserwowało to i mówiło, że to jest takie wyjątkowe. A ja, w czasie tego uwielbienia, czułem się niewygodnie i niedobrze. Miałem wrażenie, że coś nie działało, coś nie było, tak jak należało, jak miało być. I wtedy Bóg do nas powiedział, do mnie, że musimy znaleźć w naszym chrześcijaństwie coś więcej niż niedzielne nabożeństwo. Mieliśmy świetne nabożeństwa niedzielne. Porozmawiałem z liderami i oni mieli to samo odczucie. I myśmy postanowili zatrzymać niedzielne nabożeństwa.
WK: Wow!
AP: Chcieliśmy to zrobić na trzy miesiące. Ale czas przedłużył się do dwóch i pół lat. Przez ten okres nie mieliśmy nabożeństw. Spotykaliśmy się tylko w grupach domowych. I żebyś mnie dobrze zrozumiał: nie dlatego, że budowaliśmy jakiś kościół domowy. To nie była kwestia budowania kościoła domowego, tylko takie przekonanie, że Bóg nas zatrzymał, żebyśmy znaleźli coś więcej niż nabożeństwa. Modliliśmy się przez ten czas. I przez ten czas, z dwustu osób, nasza społeczność zmalała do siedemdziesięciu. Nie chcę powiedzieć, że to był błąd. Największym błędem, który bym dzisiaj ominął nie było to, że myśmy przerwali nabożeństwa. Pewnie wielu pastorów powie, że to był błąd. Ale my wiemy, że to nie był błąd. Błędem było to, że kiedy ludzie nie potrafili się w tej formule odnaleźć i zaczęli odchodzić do innych kościołów, moje początkowe reakcje były niewłaściwe. Drzwi naszego kościoła były trochę zamknięte na wyjście. I powiem to szczerze, bez ogródek. Bo niby wszyscy powiedzą, że są otwarte, że każdy może iść i znaleźć swoje miejsce. Ale prawda jest taka, że myśmy, ja miałem zamknięte serce na to. Strasznym błędem, który popełniałem było to, że potrafiłem ludziom zasugerować, że robią niemal coś grzesznego odchodząc z naszego kościoła. Były takie sytuacje. Potrafiłem się rozgniewać na kogoś i okazać to. I Bóg… dzięki temu okresowi 2,5 lat bez nabożeństw i dzięki odchodzeniu ludzi do innych kościołów, teraz jest super, bo mam wszędzie WDJ-owców. We wszystkich społecznościach we Wrocławiu. Ale prawda jest taka, że wtedy leczył moje serce z tego błędu. Tego zamkniętego. I dzisiaj wszystkim mówię, że drzwi wyjściowe są bardziej otwarte niż wejściowe. Dlatego, że uważam, że nie można z niewolników zrobić królestwa, jeżeli się niewolnicze stosuje metody. Musi być otwarte. Tego się uczyłem. Moja głupota była taka, że ja czułem się tak ważny, że uważałem, że wszyscy to się powinni uczyć ode mnie. I w związku z tym, gdzie indziej, stracą tą niesamowitą naukę. Przepraszam, że jestem aż tak bezczelnie szczery.
WK: Bardzo dobrze, o to chodzi.
AP: Ale tak było, że stracą i się pogubią i tak naprawdę zginą. Bo Bóg jest tutaj, nie tam. To była moja bardzo zła mentalność, która gdzieś tam była moim niesamowitym błędem. Dlatego trzymałem ludzi, kontrolowałem ludzi, manipulowałem ludźmi. I dzisiaj mówię: drzwi wyjściowe są bardziej otwarte. Jedyne czego chcę to, żebyś dał informację, że już odchodzisz. Bo tego wymaga kultura. Ale owca ma prawo znaleźć swoje pastwisko. I ludzie nie są głupi. Ich się nie da kontrolować. Szczególnie w Polsce. Nie da się ludzi trzymać w ciągłej manipulacji i kontroli. Więc drzwi otworzyłem i to było jakby pozbycie się tego problemu, ale one miały być przymknięte i to był największy błąd. I dzisiaj widzę pastorów, którzy się z tym samym zmagają. Mówię im nie dlatego, żeby ich oskarżać. Mówię dlatego, żeby ich ostrzec. Jeśli zamkną drzwi, stracą wszystko. Tylko otwarte drzwi spowodują, że ludzie poczują się bezpieczni. Zaczną lgnąć do takiego miejsca, do takiego pastora, do takiego przywódcy. Zamknięte drzwi, próba ocenienia innych (tam jest też dobrze, ale troszkę słabiej niż u nas) też jest niewłaściwe. Tego musiałem się wyzbyć i to był mój największy błąd, to że ja tych ludzi próbowałem trzymać w kupie, przy sobie, w niewidocznych łańcuchach.
WK: Dzisiaj Adam — mogę to powiedzieć ze szczerym sercem, jako wrocławianin, zaangażowany w służbę — jesteś człowiekiem, który jest znany z umacniania innych, dobrego mówienia o innych pastorach, o innych wspólnotach. Jesteś tym, który zachęca innych do współpracy, w kontekście tej szerokiej wizji i tych otwartych drzwi. Adamie, dziękuję serdecznie…
AP: Bardzo ci dziękuję.
WK: … za ten czas, za to, że tak szczerze dzieliłeś się swoim sercem. Bardzo Cię szanuję i dziękuję za to, że jesteś.
AP: Dziękuję Ci bardzo za zaproszenie do tego programu. Dzięki.