Relacje – zachęta, wdzięczność i szacunek to druga z pięciu biblijnych wartości Ewangelicznej Polski, które zostały wybrane przez pastorów i liderów ewangelicznych denominacji.
Damian Szafranek – pastor młodego pokolenia ze Społeczności Chrześcijańskiej Północ w Warszawie – w rozmowie z Piotrem Jurago, Mateuszem Stefańskim i Lilianą Cydejko podejmuje temat relacji i ich budowania w naszym życiu osobistym i wspólnotowym. Razem z gośćmi zastanawia się również, jakie znaczenie w tym procesie mają zachęta i wzajemny szacunek.
Odsłuchaj odcinek w wersji audio: (lub pobierz plik MP3)
Znajdziesz nas też na Spotify, Apple Podcasts i innych platformach podcastowych.
W tym odcinku usłyszysz m.in.:
- O współczesnych przeszkodach w budowaniu relacji.
- Czy relacja a więzi, to jest to samo?
- Jak media społecznościowe wpływają na budowanie relacji.
- Jaka jest różnica między przyjaciółmi a „friendsami”.
- O znaczeniu umiejętności zarządzania własnym czasem w kontekście relacji.
- O deficycie inicjatywy i samotnych ludziach, którzy boją się wykonać pierwszy krok.
- O tym, że kalendarz jest polem duchowej walki.
- Czym jest zachęta i jak ją wyrażać w prosty sposób.
- O potrzebie bycia współtwórcą w Kościele, a nie jedynie wykonawcą zleconych zadań.
- O tym, co buduje Kościół.
- O znaczeniu właściwych przykładów i spójności życia pastorów i liderów.
- O potrzebie pokory i uniżenia w relacjach z innymi ludźmi.
Cenna myśl z tego odcinka: „Kalendarz jest polem duchowej walki. Jeśli nie uwzględnimy w nim relacji, to ich po prostu nie będziemy mieli”.
Transkrypt odcinka do pobrania
Kliknij, aby pobrać transkrypt tego odcinka (PDF)
Relacje — zachęta, wdzięczność i szacunek.
Z Piotrem Jurago, Mateuszem Stefańskim i Lilianą Cydejko rozmawia Damian Szafranek.
Damian Szafranek: Piotr, Mateusz, Liliana, mamy temat relacji, więc relacyjny wywiad. Mam nadzieję, że będzie zachęcający i z szacunkiem, bo to są te wszystkie tematy, których dziś chcemy dotknąć — relacje, jakie budujemy, co to jest zachęta i szacunek, zwłaszcza, kiedy się z kimś nie zgadzamy albo mamy inne zdanie. Pytanie pierwsze, zaczynając od Piotra, będzie brzmiało: Jakie widzisz współczesne przeszkody w budowaniu relacji?
Piotr Jurago: Zacząłbym od tego, że my — tak, jak tutaj siedzimy — mamy ze sobą relację. Nie musi to koniecznie oznaczać, że się tak strasznie dobrze znamy, chociaż budowanie relacji zakłada, że to poznawanie się ma progresywny charakter. Poznajemy się coraz lepiej po to, żeby się coraz skuteczniej kochać. Powiem, że nie podoba mi się to słowo „relacje”, bo relację to można mieć na przykład z kotem albo z psem. Wszędzie używamy tego słowa, a my jako chrześcijanie powinniśmy w tym miejscu używać innego słowa — miłość. My nie tyle mamy mieć dobre relacje, co mamy się kochać. A co stoi na przeszkodzie, żeby się kochać? Chyba największą przeszkodą jest egoizm, który w nas jest. Kiedy on dochodzi do głosu, wtedy właściwie nie ma mowy o relacjach. Wtedy jest tylko ochrona samych siebie. Zaczynamy myśleć o tym, jak wypadnę, co ja z tego mogę mieć. To jest największą przeszkodą w budowaniu relacji.
DS: Czyli relacje same w sobie nie wymagają tego, żebyśmy się jakoś niesamowicie znali, bo tak czy siak funkcjonujemy i jesteśmy obok siebie. Chodzi więc o to, by w tym byciu połączonym mieć miłość i żeby nie zapatrywać się w siebie, tylko patrzeć na drugiego człowieka.
PJ: Chodzi o to, żeby był przepływ. Jak nie ma przepływu, wtedy wszystko staje.
DS: Innym słowem na relacje są więzi. Jest coś między nami.
Liliana Cydejko: Fajne słowo.
DS: Relacje są jak pociąg Warszawa-Gdańsk, a między nami są więzi, bo jesteśmy ze sobą powiązani — zwłaszcza w Kościele. Mateusz, co ty byś dorzucił?
Mateusz Stefański: Jeśli miałbym się odnieść do współczesnych przeszkód, to na pewno powiedziałbym o czymś, o czym mówi wiele osób, czyli o mediach społecznościowych. Żyjemy w takim świecie, mamy tylu znajomych, tylu obserwujących, tyle osób, które sami obserwujemy. Cały czas porównujemy ludzi, jesteśmy nastawieni na to, żeby porównywać. Myślę też, że nasz umysł, my jako ludzie nigdy nie byliśmy stworzeni do tego, żeby mieć dostęp do tylu osób na raz. To powoduje jakieś zaburzenia, bo nie jesteśmy w stanie ogarnąć tego wszystkiego. Jednocześnie jest tak wiele wspaniałych osób, z którymi chciałbym porozmawiać, spotkać się. Mam takie relacje, które tak naprawdę nie są relacjami, a ja ciągle uważam, że to są prawdziwe relacje. Ale gdyby życie zweryfikowało, ile rzeczywiście rozmawiam z tymi osobami, ile poświęcam im czasu, ile się spotykam, to tych relacji zostałoby naprawdę mało. Na pewno nie tyle, ile mam znajomych na Facebooku, czy na Instagramie. Mimo, że mamy dostęp do tylu osób, to wielu ludzi czuje się samotnych. Ta samotność jest coraz większa i nabiera całkowicie nowego wymiaru. Poza tym coraz rzadziej i coraz trudniej jest nam spotkać się z człowiekiem i budować relacje jeden na jeden. Taką, gdzie poświęcamy czas, czasami „tracimy czas” dla tej osoby. Jest coraz trudniej, coraz więcej rzeczy się dzieje, chcemy coraz więcej rzeczy robić. Więc to wszystko napędza siebie i myślę, że jedyną opcją, jedynym ratunkiem dla ludzi jest Kościół, który może przynieść te prawdziwe relacje, czy więzi. Dlatego my powinniśmy być świadomi tych przeszkód, stawiać im czoła, odważnie myśleć i znajdować narzędzia, które pomogą nam w budowaniu relacji w świecie, w którym ich brak lub są często sztuczne.
DS: A co miałeś na myśli mówiąc, że masz relacje, które tak naprawdę nie są relacjami? Czy chodzi o to, że wiesz, że ktoś tam jest, coś o nim wiesz, ale tak naprawdę nic was nie łączy?
MS: No tak. Chodzi o to, że ja widzę skrawek czyjegoś życia, często nie omawiam z nim tego. Ja to widzę. To samo sprawia wrażenie, że my się znamy. Często spotykam się z ludźmi i oni mówią: „O, cześć!” Tak naprawdę nigdy się nie poznaliśmy, ale oni coś widzieli i jest takie wrażenie, że mamy relację. Myślę, że wielu z nas bazuje na takim wrażeniu. Znamy jakieś twarze, może z dawnych lat, z przeszłości. Widzimy te życia i wydaje nam się, że mamy dostęp do wszystkich, że mamy relacje ze wszystkimi. A to jest po prostu nieprawdą. Gdyby wziąć pod uwagę kwestię spędzonego czasu, prawdziwych więzi, czy te osoby tak naprawdę mnie znają, wiedzą kim jestem. Dlatego też słowo „przyjaciel” jest takim słowem, które obecnie różnie wygląda. Każdy inaczej je rozumie. Myślę, że kiedyś mogło być o wiele prościej określić, kto tak naprawdę jest przyjacielem. „Friendsów” mamy bardzo dużo.
DS: Kiedyś to słowo było używane z większym szacunkiem. Piotr, powiedziałeś o tym, że tak naprawdę wszyscy mamy relacje. Niezależnie od tego, czy znamy się mniej lub bardziej. Chodzi o to, żebyśmy mieli miłość, a egoizm jest blokadą. Mateusz, z innej perspektywy — chociaż są te połączenia i wiemy, że ktoś tam jest, to mimo wszystko jesteśmy zdystansowani i brakuje nam głębokich więzi, dla których przeszkodą jest Internet. Liliano, co dorzuciłabyś do tego tematu?
Liliana Cydejko: Na pewno zgadzam się z Piotrem i z Mateuszem. To są ważne rzeczy. Na pierwszym miejscu postawiłabym egoizm. To co pozwala pozbyć się egoizmu to walka z charakterem, kształtowanie charakteru. Uczymy się nawiązywania głębokich więzi. To jest trudne. Sama o tym wiem. Rozmawialiśmy dzisiaj przy śniadaniu w gronie przyjaciół. Jeden z nich opowiadał historię o drugim swoim przyjacielu, który oglądał dużo wywiadów z pewnym człowiekiem i filmów o nim. Idąc ulicą zobaczył tego człowieka. Był przekonany, że go zna, więc podniósł rękę i mówi: „Cześć!” A ten człowiek patrzy na niego zdziwiony, bo widzi go prawdopodobnie pierwszy raz na oczy. Też podniósł rękę i powiedział cześć. Tamten idąc dalej uzmysłowił sobie, że przecież w ogóle nie zna tego człowieka, nie ma z nim żadnych relacji, zna go tylko z mediów. To pokazuje to, o czym mówił Mateusz, że nasze relacje są często wyimaginowane. Oglądamy coś powierzchownie, mamy jakiś kontakt, ale nie jest to prawdziwe. Myślę też, że musimy się nauczyć rozdysponowywać nasz czas. Dzisiaj wszędzie pędzimy — chcemy się z kimś spotkać, być tu i tam. Dotyczy to naszego życia osobistego, naszego zaangażowania we wszystkich miejscach. Jak podzielić tą dobę, która ma tylko 24 godziny, żeby spotkać się z przyjaciółmi, mieć właściwy czas z rodziną? Jak to zrobić? Żałuję, że nie mamy kilku klonów, bo to by się wtedy udało. Choć nie wiem, czy wówczas te relacje byłyby właściwe. Potrzebujemy z mądrością podejść do kwestii naszego charakteru, pozbywania się egoizmu i właściwego rozporządzania naszym czasem. Myślę, że jest to lekcja na całe życie. Nie da się jednorazowo usiąść, porozmawiać, pomyśleć, czy pomodlić się, tylko trzeba pracować nad sobą przy pomocy Ducha Świętego, bo samemu to może być kiepsko. I oczywiście przyjaciele. Można tym bliskim ludziom zwyczajnie powiedzieć: „Pomóż mi. Nie chcę, żeby nasze relacje były płytkie. Chcę mieć z Tobą głębokie relacje”. Myślę, że jest o wiele łatwiej, kiedy komunikujemy, mówimy: „Słuchaj, zatrzymaj mnie, kiedy zbyt się spieszę, za bardzo biegnę”.
DS: Wszystkie trzy perspektywy są ubogacające. Z perspektywy ostatnich kilku miesięcy, kiedy myśleliśmy o tym intensywnie w Kościele, dodałbym tylko taką obserwację dotyczącą relacji, że ich trochę nie ma, choć mogłyby być. Wszystkie te trzy wypowiedzi się trochę na to składają. Chodzi mianowicie o pewien brak inicjatywy. Ludzie przestali wychodzić z inicjatywą. Nie trzeba pastora, który wyciągnie na kawę. Nie trzeba wydarzenia, żeby się zebrać. Wystarczy prosta inicjatywa — napiszę, wyjdę z zaproszeniem, spotkamy się i coś się wydarzy. W moim, warszawskim kontekście szukam ludzi, którzy sami wychodzą z propozycją i zauważam kompletny deficyt inicjatywy w kwestii relacji. A potem jest narzekanie na brak relacji.
MS: Zdecydowanie tak. Przypomniałem sobie niedawno taką myśl, że świat jest pełen samotnych ludzi, którzy boją się wykonać pierwszy krok. Czasami czekamy i liczymy na to, że ktoś wykona ten krok pierwszy. Zastanawiamy się, dlaczego ten ktoś do nas nie pisze, nie zadzwoni, przecież spotyka się z tyloma ludźmi. Dlaczego więc ty do niego nie zadzwonisz? Dlaczego ty nie napiszesz? Ja sam się na tym łapię i uczę się tego, żeby częściej wychodzić z pierwszym krokiem.
DS: Do tego dochodzi Internet, gdzie widzisz, że wszyscy mają piękne relacje, a ty jesteś sam.
PJ: To dotyka tematu planowania. Czyli tego, że pewnych rzeczy nie da się zrobić spontanicznie. Trzeba świadomie podjąć decyzję. W tych czasach kalendarz jest polem duchowej walki. Jeśli nie zaplanujemy, to się nie dzieje. Dla mnie fajnym momentem są poranki. Kiedy jestem przed Bogiem, czasami udaje się coś wpisać do kalendarza, czego z biegu bym nie zrobił — muszę zadzwonić, spotkać się, pojechać, itd.
DS: Niesamowite jest to co mówisz, że kalendarz jest polem duchowej walki. Naprawdę. Jak ktoś słucha, to niech to złapie. Jeżeli w kalendarzu nie uwzględnimy relacji, to ich po prostu nie będziemy mieli. Myślę, że możemy tym cytatem przejść do kolejnego tematu i kolejnego pytania. Liliano, co według Ciebie jest najlepszą zachętą dla ludzi w Kościele?
LC: Myślę, że zbudowanie właściwej atmosfery, gdzie ludzie czują się kochani, szanowani, doceniani. Myślę, że ludzie potrzebują zachęty, ale czasami też zwykłych słów podziękowania, dostrzeżenia. Po prostu kogoś zauważasz w Kościele. Idziesz się z nim przywitać, porozmawiać, zapytać: „Co u ciebie słychać? Jak się masz?” Nie na takiej zasadzie, żeby tylko usłyszeć „Jak się masz?” i do widzenia, i już biegnę. Ale zwyczajnie zatrzymuję się przy człowieku, myślę o tym, co on mówi i nie wodzę oczami za kimś innym, kogo muszę złapać. Sądzę, że potrzebne jest docenienie drugiego człowieka, znalezienie dla niego czasu. To jest chyba najcenniejsze. Dzisiaj to, co możemy sobie dać najcenniejszego to słowa zachęty, dostrzeżenia. Nikt nam za to nie płaci, ani nie musimy na nich oszczędzać. Nie mamy jakiegoś zasobu, który zużyjemy na dzisiejszy dzień i koniec. Zapali się czerwona żarówka i powie: „Stop, wyczerpałeś dzisiaj zapas dobrych słów”. A z drugiej strony to, że się zatrzymujemy przy kimś, poświęcamy czas. Dzisiaj najcenniejszą rzeczą jest czas poświęcony drugiemu człowiekowi.
DS: Czyli w Kościele największą zachętą byłoby to, gdyby ludzie dawali mi swój czas.
LC: Tak! Zwyczajnie twój czas, ale też zatrzymaliby się i porozmawiali. Powiedzieli parę dobrych słów. Naprawdę są dobre rzeczy, które możemy mówić. Musimy się trochę tego uczyć. To jest problem Polaków. Niestety. Ale my możemy to zmienić.
DS: Trzymamy to. To jest nasz sekret, że o kimś dobrze myślimy.
LC: Tak. Musimy to zmienić. Dlaczego nie my? Powinniśmy to zmieniać.
MS: Absolutnie. Zgadzam się.
PJ: Czasami po prostu marnujemy czas, bo czas nie wróci. Kiedy minie, nic się już nie da z tym zrobić. Marnujemy czas na rozmowy, które nie budują, zamiast wykorzystać ten czas, by zachęcać innych.
DS: A co dla Ciebie Piotrze byłoby taką zachętą w Kościele?
PJ: Czasem tęsknię do tego, żeby ktoś się ze mną spotkał, wyszedł z inicjatywą, żeby mi poświęcić czas. Myślę, że jest to uniwersalne. Jest to potrzeba, którą mamy wszyscy. W ten sposób możemy budować. Myślę też o tych, z którymi nie jest łatwo budować relacje. Oni też ich potrzebują. Są ludzie, z którymi łatwo się to robi, są też tacy, którym jest ciężko. Nie można o nich zapominać.
MS: Odnosząc się do służby, to oprócz tych pięknych rzeczy, o których powiedzieli moi przedmówcy i z którymi się zgadzam, myślę, że ogromnie ważne jest poczucie współtworzenia. Kiedy ludzie robiąc pewne rzeczy nie czują, że jest to częścią całości, robią dobrze swoją pracę i tyle, to nie zachęca do tego, żeby działać. Większość osób, mimo tego, że robią inne rzeczy, chce mieć udział w tym, co jest najważniejsze. Chcą mieć udział w zbawieniu ludzi, w tym, żeby ludzie poznawali Boga, oddawali mu swoje życie, żeby widzieć uzdrowienia, widzieć cuda. Ludzie chcą mieć w tym udział, bo to jest coś wielkiego i spektakularnego. To jest coś, co jest najważniejsze w Kościele. Najgorzej, jeśli nie mają tego poczucia. Dlatego jestem ogromnym fanem tworzenia poczucia jedności w tym, co robimy i tego, żeby ludzie rozumieli, jak ich służba wpływa na to, co się dzieje dalej. Bardzo lubiłem robić to na Exodusie, kiedy mieliśmy odprawę wolontariuszy razem z organizatorami. Lubiłem mówić wszystkim, że to, co wy teraz zrobicie przez te 4 dni… Będą różne kazania, ale najlepsze kazanie, jakie zostanie wygłoszone na Exodusie, to będzie wasza praca. To będzie najlepsze kazanie, po którym ludzie będą się nawracać, spotykać się z Bogiem i podejmować przełomowe decyzje. Będą się działy niesamowite uzdrowienia i cuda. Dzięki waszemu kazaniu, którym jest wasza służba. To co robimy sprzątając, pilnując porządku, będąc w szatni, czy witając ludzi, to wszystko prowadzi do tego, żeby człowiek spotkał się z Chrystusem. Poczucie współtworzenia Kościoła jest bardzo istotne, by ludzie czuli się zachęceni do służby, do bycia w Kościele i działania, bo widzą, że to ma sens.
DS: Kiedy pokazujesz to współtworzenie, to podkreślasz wartość tego, co ktoś wnosi i robi. To samo w sobie staje się dla niego zachętą i inaczej wykonuje to, co i tak by robił.
MS: Przepięknie to podsumowałeś.
DS: Cieszę się. Myślę, że zgadzamy się co do zachęty. To co dodałbym do tego tematu, to słowa Pana Jezusa, który powiedział, że tym co Jego syci, to pełnienie woli Ojca, wykonywanie tego, co On dla Niego zaplanował. Kiedy więc zrobię to, co Pan Bóg dla mnie zaplanował, to jest to dla mnie zachęta. To jest coś, co mnie napędza, co mnie syci. Doprowadzenie siebie do miejsca, gdzie jestem w stanie odkrywać wolę Boga i ją realizować, to jest zachęta na każdy kolejny krok. Ale też pomagać innym w odkrywaniu tego, co Bóg dla nich przeznaczył. Ostatni nasz temat jest dość szeroki, ale mam nadzieję, że dojdziemy do konkretnych wniosków. Jak Waszym zdaniem najlepiej budować kulturę relacji, zachęty i szacunku w swoim osobistym życiu i Kościele lokalnym. Może Ty, Piotrze?
PJ: Myślę, że to co nas buduje, co buduje Kościół, to jest zgoda. To nie jest coś, co udaje się osiągnąć z biegu. Czasami wymaga to czasu, poświęcenia czasu na rozmowę. Podkreślałbym potrzebę rozmawiania ze sobą. Jedną rzeczą jest spędzanie czasu, bo nie da się poważnie rozmawiać w przelocie, trzeba poświęcić czas i nie podejmować pochopnie decyzji, tylko szukać zgody. Myślę, że ludzie doceniają to, że mogą być wysłuchani, mogą się wyrazić. Szczególnie w Kościele, który działa w taki sposób, że wszystko jest dobrowolne. Nie możemy nikomu nic nakazać. Nasze przywództwo polega na tym, że my zachęcamy ludzi i ludzie idą za tym albo nie. Szczególnie z tego względu i myślę, że jest to też Boży plan, my potrzebujemy dotrzeć do ludzi i skomunikować się z nimi. Podkreśliłbym więc tutaj kulturę rozmawiania, a także spotykania się w zespołach. Bardzo podobało mi się to, o czym mówił Mateusz — że jest zespół, który czuje, że robi coś razem, choć są różne funkcje. Kościół jest takim zespołem. Musimy więc mieć świadomość tego, że tu potrzebna jest komunikacja. Dla mnie jest ona najważniejsza. Dzięki niej da się rozwiązać te wszystkie rzeczy, które stają na przeszkodzie. Kultura rozmawiania.
DS: Żeby inni dowiedzieli się, co jest w moim środku.
PJ: W rozmawianiu chodzi też o to, żeby słuchać.
DS: Tak.
MS: Mam dwie rzeczy, o których chciałbym powiedzieć. Pierwsza z nich, to budowanie takiej kultury w Kościele przez przykład. Jeśli mówimy dużo o zachęcie, szacunku, relacjach, ale nie widać tego wśród osób, które mają jakąś odpowiedzialność, które prowadzą innych, to ludzie tego „nie kupią”. To będzie po prostu nieautentyczne. Ważne jest to, żeby być autentycznym w tym, co głosimy i co ludziom mówimy. Muszą za tym iść czyny. Dlatego w zespole przywódczym, czy w przypadku jakiejś inicjatywy ważne jest to, żeby były prawdziwe relacje, żeby był szacunek. Żeby z ust liderów i pastorów padały słowa szacunku, również poza miejscem publicznym. Ważne, żeby to było ewidentne. Ludzie patrzą na liderów, na te osoby, które służą. Jeśli tego nie widać, to nie będzie tej kultury. Każda osoba, która służy musi być nosicielem kultury i zarażać innych. Jeśli to się nie wydarzy, to jest problem. Jeśli ktoś szuka problemu, to w tym miejscu on jest. I to trzeba załatwić. Z drugiej strony myślę, że podsumowaniem tego wszystkiego — szacunku, zachęty, relacji — jest miłość. Coś, o czym wspomniał Piotr. Mamy trzy cnoty chrześcijańskie — wiara, nadzieja, miłość. Paweł w Liście do Kolosan pisze, że miłość jest najważniejsza i że po Kolosanach widać tą miłość, że on słyszał o niej. On nie tylko wie o tym, że oni są znani z miłości, ale on słyszał o tym, bo oni musieli pokazać tą miłość. Sprawia ona, że jesteśmy znani z miłości i chciałbym, żeby nasze Kościoły nie były znane z teologicznych dysput…
PJ: Słuchałeś kazania z naszego Kościoła.
MS: … z walki o jakieś rzeczy, które nie mają znaczenia, ale z miłości. Marzę o tym, żeby w Polsce Kościoły były znane z miłości. Chciałbym też, żebyśmy uczyli się kochać w niezrozumieniu, kochać i nie zgadzać się ze sobą. Często jest tak, że jeśli nie zgadzamy się z kimś, to od razu nie okazujemy mu szacunku, miłości. To jest niesamowicie istotne.
DS: Ciężko kogoś nie szanować w miłości.
Wszyscy: głośny śmiech.
DS: Ciężko jest zniechęcać z miłości.
LC: Tak, to jest kompletnie sprzeczne.
PJ: Ale czasami nam się udaje.
LC: Zgadzam się oczywiście z Piotrem i z Mateuszem. To, o czym mówił Mateusz to taka spójność w mówieniu i działaniu. Kiedyś jeden z moich przyjaciół powiedział do mnie: „Tak głośno krzyczy to, co robisz, że nie słyszę tego, co mówisz”. Ten przykład życia jest chyba najważniejszy. Nieważne, czy to jest nasze życie osobiste, czy życie wspólnoty, czy też jesteśmy na jakimś większym forum, gdzie ludzie na nas patrzą. Często jest tak, że to nie jest tylko Kościół, ale jesteśmy w jakichś wysuniętych miejscach. Ważny jest przykład naszego życia — czy jesteśmy spójni z tym, co mówimy, co głosimy. To jedna rzecz. A druga. W Liście do Filipian 2:3 tak fajnie Paweł pisze: „Nie czyńcie nic z kłótliwości, czy przez wzgląd na próżną chwałę, ale w pokorze jedni drugich uważajcie za wyższych od siebie”. Myślę, że to jest klucz. Pokora. To, że postrzegam ludzi wokół mnie. W moim życiu osobistym to jest moja rodzina. Wiecie, to jest znaczące, żeby swoich bliskich postrzegać w taki sposób. Czasami ich pomijamy, bo wydaje nam się, że coś innego jest ważniejsze. Myślę jednak, że to osobiste życie jest znaczące. Tutaj też trzeba zastosować tą zasadę miłości i pokory. Uznaję innych za wyższych od siebie, to znaczy, że czasem rezygnuję z siebie. Wyraźnie jest powiedziane, że Jezus uniżył się rezygnując z siebie w pewnych znaczących momentach. Gdyby nie tak, dziś w ogóle nie byłoby tematu krzyża. W przypadku Kościoła i w ogóle relacji z ludźmi to jest kluczowa zasada. Wiele razy i w wielu przypadkach widziałam takie podejście do człowieka. Nawet jeśli różnisz się z nim poglądami i nie jest to człowiek „z twojej bajki”, ale zaczynasz go słuchać, to w ten sposób uniżasz się i okazujesz mu szacunek. Możesz powiedzieć: „Nie rozumiem cię. Kompletnie nie zgadzam się z tym, co mówisz, ale przyjmuję cię, dostrzegam cię , wysłucham cię, poświęcam ci czas”. Przez to się uniżam, bo to mnie kosztuje, jeśli z czymś się nie zgadzam. Myślę, że to jest praktyczna miłość. Nieważne, czy to są tematy sporne, czy się z kimś zgadzamy. Czasami musimy dać komuś czas. Często jesteśmy tak przekonani o tym, co wiemy, co umiemy, że samymi sobą zajmujemy całą przestrzeń. A powinniśmy dać też przestrzeń innym ludziom. To jest też to miejsce, gdzie ja się uniżam. Czasem nie chodzi o spór, czasem chodzi o miejsce, oddanie go komuś. To jest taki werset dla mnie. Przypominam go sobie w moim życiu osobistym, w kontekście Kościoła, czy przyjaciół. Mój przyjaciel napisał książkę o pokorze, więc jest to temat, który wraca.
PJ: Nasz wikariusz, Mateusz, miał kiedyś kazanie pt. „Chrześcijanin się nie obraża”. Tak fajnie to wszystko opisał w 7 punktach mówiących dlaczego. To kazanie bardzo często mi się przypomina. No po prostu nie mogę się obrażać.
DS: Kochani, relacje, zachęta, szacunek. Oby nasze życie i Kościoły były pełne relacji, aby te relacje były zachęcające, abyśmy my w nich byli zachęcający dla innych. A jeżeli jest jakieś wyzwanie, to niech to będzie w szacunku, żeby dalej relacje były zachęcające, nawet jeśli się nie zgadzamy. Miłość jest tutaj ewidentnym drogowskazem. Mając relację z Bogiem, myślę, że te wszystkie relacje między nami również mają szansę. Dziękuję Wam bardzo serdecznie.